Amerykanin Blake Reynolds był, chyba niespodziewanie, najlepszym graczem Stelmetu ENEI BC Zielona Góra w I meczu mistrzów Polski w EBL 2020/21. W meczu z Treflem Sopot zdobył 16 punktów, zanotował 6 zbiórek i 5 asyst. Po meczu przyznał, że czuł się w ErgoArenie świetnie choć cały zespół nie zagrał wcale najlepiej, zwłaszcza w I połowie.
Przypomnijmy, że 23-letni Amerykanin trafił do Stelmetu „awaryjnie” – trenerzy wybrali go po tym, jak Tony Meier niespodziewanie zakończył karierę.
To drugi rok Reynoldsa w Europie – w zeszłym sezonie grał w lidze bułgarskiej. Teraz próbuje podbić polski rynek. W Sopocie pokazał solidny basket. Opowiadał, że do przerwy zespół grał bez werwy, a potem, gdy w szatni zespół odpowiednio „zmotywował” trener Żan Tabak, już było lepiej.
Wczoraj udało nam się zadać Blake’owi kilka pytań w drodze powrotnej Stelmetu do Zielonej Góry.
RZG: Na początek gratulacje po I wygranej w lidze. Chyba nie było łatwo – na początku nie szło Wam w ogóle najlepiej…?
Ten mecz na pewno nie był najlepszy w naszym wykonaniu jeśli będziemy oceniali całość występu. Wyszliśmy jacyś „klapnięci”, nie mieliśmy energii, brakowało nam agresji no i rywal nas skarcił i do przerwy przegrywaliśmy.
No a po przerwie już było lepiej – i energia, i agresywna obrona. To dawało nam z każdą chwilą coraz więcej wiary w siebie no i udało nam się odwrócić losy spotkania na swoją korzyść.
RZG: A w zasadzie, co zmieniliście po przerwie. Trener kazał zmienić Wam sposób gry? Inną taktykę zagraliście?
Zmiana taktyczna po przerwie? Jakiejś wielkiej nie było! Tak jak mówiłem – była większa energia i agresywność w grze.
W I połowie było trochę sytuacji, w których zamiast rzucać podawaliśmy sobie. W przerwie trener powiedział, że jeśli mamy otwarty rzut mamy rzucać, nie bać się rzucać. I żebyśmy grali swoje zagrywki, po nich znajdowaliśmy wolne pozycje i w II połowie poprawiliśmy to – tego właśnie brakowało w pierwszej części meczu.
RZG: Ty zagrałeś świetny mecz! Chyba przyznasz, że to było Twoje popołudnie?
No tak, czułem się świetnie w ErgoArenie. Dobrze mi wpadała piłka do kosza, wejścia pod kosz też mi wychodziły, byłem skuteczny. Ale nie byłoby tego bez drużyny. Koledzy wykonali świetną robotę – kiedy trzeba było zagraliśmy, co trzeba, była współpraca między nami. No cóż – cieszę się z tego występu.
RZG: A jakie masz odczucia po pierwszych dwóch meczach w Polsce – Superpucharze i tym meczu w Sopocie?
A bardzo mi się podoba to, co zobaczyłem do tej pory. Te pierwsze mecze pokazały mi, że tu się gra bardzo agresywną, intensywną koszykówkę. Każdy zespół mocno ciśnie i ani przez moment nie możesz odpuszczać tylko grać na maksa. Jest wielu świetnych zawodników, sporo dobrych, równych drużyn i za każdym razem trzeba prezentować najwyższy poziom.
RZG: Jakieś zaskoczenia do tej pory?
Ciężko powiedzieć, żeby mnie coś tu zaskoczyło – może, jak już mówiłem, ta duża intensywność każdego meczu – trochę wyższa od tej, z którą zetknąłem się w przeszłości. Natomiast byłem gotów na ten poziom gry i mam nadzieję, że moja postawa będzie pomagała zespołowi w zwycięstwach.
RZG: Słówko jeszcze o Twoich statystykach – 16 punktów, 6 zbiórek, 5 asyst! Która z nich daje ci najwięcej satysfakcji?
Wiesz co – bardzo lubię asysty. Bardzo lubię znajdować kolegów, którzy są w lepszej sytuacji niż ja, w lepszych pozycjach – wtedy czuję, że pomagam całemu zespołowi zdobyć łatwiejsze punkty, że wpływam na cały zespół, a koszykówka to przecież gra zespołowa.
RZG: Na koniec zabaw się w eksperta – dla Ciebie kto był MVP meczu?
Osobiście przyznałbym nagrodę MVP Marcelowi(Ponitce). Za każdym razem, kiedy on pojawia się na boisku to daje z siebie 100 procent. Przez cały mecz gra pełen energii, próbuje pomóc we wszystkim, dziś też dawał zespołowi wszystko, co mógł.
I potrafi tym zarazić pozostałych w zespole. Jak widzę z jaką intensywnością gra, jak wkłada w grę całego siebie to daję jemu nagrodę za ten mecz.