Nasiona barszczu Sosnowskiego bardzo łatwo są przenoszone przez człowieka, dlatego gatunek ten wyraźnie się rozprzestrzenia i tworzy coraz liczniejsze ogniska – wskazuje dr Janusz Mazurek z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Z tego względu zagrożenie nim z roku na rok rośnie – dodaje.
Barszcz Sosnowskiego to jedna z najbardziej toksycznych roślin w Polsce. Zetknięcie z nią jest szczególnie niebezpieczne w upalne dni. W jej soku i olejkach eterycznych występują substancje toksyczne, które pod wpływem działania promieni UVA i UVB wiążą się ze skórą powodując oparzenia II i III stopnia. Dodatkowo może powodować podrażnienia górnych dróg oddechowych, nudności, wymioty, bóle głowy oraz zapalenie spojówek.
Straż Miejska we Wrocławiu przyjęła w tym roku już kilkadziesiąt zgłoszeń dotyczących występowania barszczu Sosnowskiego, z czego kilkanaście potwierdziło się. „Część zgłoszeń, które otrzymujemy dotyczy innych roślin podobnych do barszczu Sosnowskiego. Nasi strażnicy, którzy są przeszkoleni w jego rozpoznawaniu w każdym przypadku jadą na miejsce i sprawdzają, czy mamy do czynienia z tą niebezpieczną rośliną” – powiedział PAP rzecznik prasowy Wrocławskiej Straży Miejskiej Waldemar Forysiak.
Barszcz Sosnowskiego
Na internetowej mapie występowania barszczu Sosnowskiego wciąż pojawiają się nowe siedliska tej groźnej rośliny. Warto więc sprawdzić, zwłaszcza w upały, gdy ryzyko poparzeń po zetknięciu z barszczem jest największe, czy pojawia się on w naszej okolicy lub na trasie planowanej wyprawy.
„Z badań opartych na prognozach i modelach matematycznych wynika, że praktycznie nie ma miejsca w Polsce, które nie mogłoby zostać zasiedlone przez barszcze. Potwierdza to rozmieszczenie stanowisk (zgłoszeń) w bazie http://mapa.barszcz.edu.pl, które jest względnie równomierne na terenie naszego kraju. Obejmuje tak samo rejony miejskie, w tym duże aglomeracje, jak i wiejskie”
– twierdzi specjalistka ds. ochrony środowiska Izabela Sachajdakiewicz, współtwórczyni mapy.
Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska – jak co roku w sezonie letnim – ostrzega przed barszcz Sosnowskiego. Podkreślając, że podczas upałów ryzyko oparzeń jest największe.
„To inwazyjny gatunek obcy, który zawiera substancje toksyczne – niebezpieczne dla zdrowia oraz życia, zarówno ludzi jak i zwierząt”
– brzmi treść ostrzeżenia.
Kontakt z barszczem Sosnowskiego, w połączeniu z promieniowaniem słonecznym, może powodować dotkliwe i trudno gojące się poparzenia – zaczerwienienie skóry, pęcherze oraz stany zapalne utrzymujące się przez około trzy dni.
Osoby, które zauważyły barszcz Sosnowskiego powinny zgłosić ten fakt dzwoniąc na całodobowy numer alarmowy straży miejskiej 986.
Wskazał przy tym, że miejsca występowania barszczu Sosnowskiego powtarzają się, gdyż nawet jego profesjonalne usunięcie nie zawsze powoduje, że roślina zostanie całkowicie zlikwidowana. We Wrocławiu zlokalizowano ją w ostatnim czasie m.in. w Parku Klecińskim i na Grobli Kozanowskiej.
W rozmowie z PAP dr Janusz Mazurek z Katedry Ogrodnictwa Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu zwrócił uwagę, że zagrożenie barszczem Sosnowskiego z roku na rok rośnie, ponieważ gatunek ten wyraźnie się rozprzestrzenia.
„Taka jest specyfika tego gatunku, że jest on silnie konkurencyjny. Przez to, że ma bardzo duże liście powoduje zacienienie podłoża i w konsekwencji uzyskuje przewagę w swoim środowisku kosztem innych roślin” – wyjaśnił.
Wskazał przy tym, że jego przemieszczanie w danej lokalizacji jest niewielkie (przyjmuje się, że jest to ok. 10 metrów rocznie), co wynika z ograniczonej możliwości rozprzestrzeniania się nasion. Z drugiej jednak strony – jak podkreślił – roślina ta tworzy coraz liczniejsze ogniska ponieważ jej nasiona bardzo łatwo są przenoszone przez człowieka, m.in. na oponach samochodów, czy butach.
Barszcz Sosnowskiego bardzo często występuje też w pobliżu rzek i innych cieków wodnych, ponieważ jego nasiona w bierny sposób mogą być rozprowadzone wraz ze strumieniami.
Dr Mazurek zwrócił uwagę, że problem związany z występowaniem barszczu Sosnowskiego dotyczy obecnie całej Polski, w tym także Dolnego Śląska. Trafił on do Polski pod koniec lat 50. ub. stulecia ze Związku Radzieckiego jako roślina pastewna, przeznaczona na pasze, którą masowo wprowadzano do uprawy w PGR-ach.
„Z tego co mi wiadomo, pierwsze próby z uprawą tego gatunku były przeprowadzane właśnie na terenie Wrocławia przez Ogród Roślin Leczniczych Uniwersytetu Medycznego w 1957 roku. Przyjmuje się z dużym prawdopodobieństwem, że takie były początki. (…) Zaczęto propagować uprawę tego gatunku i dopiero z czasem okazało się, że ma właściwości silnie parzące” – tłumaczył. Z tego względu zrezygnowano z jego uprawy, jednak w sposób niekontrolowany zaczął się on rozprzestrzeniać.
Ekspert wskazał, że nie ma jednego właściwego sposobu walki z tą rośliną. „Cały problem z występowaniem i z rozprzestrzenianiem się barszczu Sosnowskiego polega na tym, że początkowo jego poszczególne lokalizacje nie są dostrzegane. W momencie, kiedy roślina się już rozrośnie i zaczyna stwarzać problem, to automatycznie w danym siedlisku pojawia się bardzo duży bank nasion” – zauważył.
„Choć co roku kwitnie zaledwie ok. 10 proc. roślin, jest to wystarczające, żeby wydały bardzo dużo nasion, które spadają do gleby. Nawet jeżeli w danym roku wytnie się te rośliny, które kwitły to i tak w roku następnym w wyniku kiełkowania będą pojawiały się kolejne. Takie jest przystosowanie się tego gatunku do ekspansji na nowe siedliska” – tłumaczył.
Dlatego – jak mówił – ważne jest regularne koszenie, nawet kilka razy w roku. „Jednak to nie wystarczy. Dość dobrze sprawdziły się środki chemiczne, ale możliwość ich masowego stosowania jest bardzo ograniczona, szczególnie jeśli mówimy o klasycznym opryskiwaniu danej powierzchni, bo część tych środków dostaje się do gleby i dochodzi do jej skażenia. W związku z tym wprowadzono metodę, w której specjalnymi urządzeniami wstrzykuje się środki chemiczne bezpośrednio w szyjkę korzeniową. Jest to dość efektywne, tylko że uciążliwe, bo trzeba indywidualnie do każdej rośliny podejść i takie wprowadzenie zastosować” – mówił dr Mazurek.
Inny sposób polega na okrywaniu roślin czarną włókniną w ich początkowej fazie rozwoju. „Wówczas zostają one pozbawione dostępu do światła i giną. Funkcjonuje też sposób, aby ścinać kwiatostany, jednak trzeba to zrobić w odpowiednim momencie, czyli wtedy, kiedy są już zawiązki nasion, ale nie spadały one jeszcze do gleby” – dodał.
Jak podkreślił, aby w efektywny sposób wyeliminować problem ważne jest stosowanie kilku metod jednocześnie. „Dlatego tak dużą uwagę należy poświęcić temu, aby jak najszybciej wykrywać nowe ogniska, bo im szybciej zacznie się walkę tym łatwiej będzie w dłuższej perspektywie sobie z tą rośliną poradzić” – wskazał ekspert.