Remisem 1-1 zakończyło się sobotnie spotkanie Lechii Zielona Góra ze Ślęzą Wrocław w meczu 25 kolejki grupy III trzeciej ligi.
Pierwsza połowa wyraźnie dla Ślęzy. Lechia zaczęła słabo, momentami nawet oddawała piłkę rywalom za darmo, a wrocławianie często stwarzali zagrożenie. Z czasem gospodarze zaczęli wyglądać coraz lepiej, próbowali oddawać strzały (pierwszy w 16 minucie, niecelny Bartosza Koniecznego), ale wciąż przeważającym zespołem była Ślęza.
Zielonogórzanie najbliżej gola byli w 41 minucie, gdy w polu karnym po piłkę „zanurkował” Mateusz Zientarski, ale finalnie minął się z nią w powietrzu. Tymczasem bramkę do szatni w 180 sekund później zdobyli goście. Vinícius Matheus okiwał kilku zielonogórzan w polu karnym i pokonał Wojciecha Fabisiaka.
W drugiej połowie Lechia zaczęła grać agresywniej i wyżej. To przyniosło skutek w postaci wielu okazji. Groźnie było w 52 minucie, gdy Przemysław Mycan minimalnie przestrzelił po główce. Lechia kontrolowała obraz gry, co pozwoliło wyrównać w 67 minucie, gdy głową piłkę do siatki po dośrodkowaniu skierował Mykyta Łoboda.
Paradoksalnie, gdy Lechia strzeliła to do głosu ponownie zaczęła dochodzić Ślęza, ale lepszą drużyną wciąż była ekipa gospodarzy. Ostatnie kilkanaście minut meczu to agresywna (żółtą kartkę dostał nawet trener Lechii Andrzej Sawicki) i szybka gra, z pominięciem środka pola. Ostatecznie mecz zakończył się remisem 1-1, który każda z ekip szanuje, ale w obu obozach można odczuć też lekki niedosyt.